poniedziałek, 15 lutego 2010

Spełnij moje marzenie part 1

Taaak. Daaawno to napisałam. Miał być oneshot, ale doszłam do momentu gdzie kompletnie nie mam pomysłu, dlatego wstawię to co mam i pomyślę co dalej. W sumie beznadzieja bo nie mam nawet tytułu xD

O i pamiętajcie, że oczywiście baaaardzo bym chciała, ale ani Lestat ani Armand nie należą do mnie niestety =(

Enjoy!

Spis treści:

Lestat obudził się jak co dzień ze swojego snu. Rozejrzał się po komnacie w której dziś miał przyjemność spędzić czas słoneczny. Nieduży pokoik urządzony był bardzo nowocześnie, aż nazbyt w mniemaniu Lestata. XXI wiek wprawiał go w coraz większe zakłopotanie. Cała technika pozostawała doń nieodgadniętą zagadką, którą bardzo często chciał za wszelką cenę rozwikła.

Wstał i wyszedł z pomieszczenia. Zawsze wolał przebywać na świeżym powietrzu, dlatego skierował swoje kroki w stronę ogrodu. W świetle zachodzącego słońca wszystkie drzewa mieniły się różnymi kolorami, mimo iż na wszystkich spoczywała spora warstwa śniegu. Lestat uwielbiał śnieg. Biały puch zawsze rozświetlał noc silniej niż blask księżyca czy gwiazd. 

Wydawało się, że będzie to noc taka jak wiele innych, jednak wampir szybko przekonał się, iż tak nie będzie. Usłyszał krzyk. Nie był to zwykły krzyk, lecz wewnętrzny, niesłyszalny dla uszu. Nuta przerażenia w nim zawarta rozbudziła wiecznego młodzieńca na dobre. Czuł, że osoba w potrzebie znajduje się daleko, za daleko by jej pomóc. 

Zignorował wewnętrzne sumienie i ruszył ulicami Paryża. Ostatnio spędzał tu aż nazbyt dużo czasu. Przybył tu na zaproszenie Armanda, który postanowił odrestaurować stary Theatres des Vampires i zaprosił Lestata na otwarcie. Natychmiast wszystkie wspomnienia wróciły i postanowił nadużyć gościnności starego przyjaciela. Szybko jednak poczuł potrzebę zostania tu na dłużej. Wykupił mieszkanie, urządził się w nowoczesnym stylu i zadecydował przyjrzeć się bliżej tej nowej epoce, pełnej samotnych jednostek zagubionych w codzienności. 

Szedł i szedł, jednak ani na chwilę nie zapominał o nawoływaniu. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie, w miarę jak zbliżał się do budynku teatru to głos przybierał na sile, lecz wciąż był zbyt odległy, aby stwierdzić, że osoba znajduje się w Paryżu. 

Wkroczy do pokaźnego gmachu i natychmiast zbiegł schodami w dół. Wąskie korytarze podziemi przemierzał szybko - znał je na pamięć. W końcu stanął przed drzwiami, które go interesowały i otworzył je z hukiem. W środku panowały ciemności, lecz on wyraźnie widział postać stojącą przy małej podłogowej klapie, która zapewne prowadziła do dziennej kryjówki.

-Lestacie! Co Cię do mnie sprowadza tak szybko po zachodzie słońca?

-Chciałem Cię odwiedzić - odrzekł i usiadł na utrzymaną w idealnym stanie kanapę, która stała tu już dobre parę lat

-Jednak zawsze przychodzisz później. Co najmniej po północy. No i nigdy nie wyglądasz na takiego zakłopotanego. Co Cię gryzie? Powiedz. Możesz mi zaufać.

-Wiem, że mogę. Ufam Ci, Armandzie, naprawdę, lecz nie wiem jeszcze czy należy się tym przejmować czy nie. Daj mi trochę czasu to porozmawiamy. 

-Jak chcesz.

W końcu Armand odszedł od klapy zamykając ją głośno. Gdyby ktoś nie wiedział, że jest tam tajemne przejście to pewnie nigdy by na to nie wpadł. 

Noc upływała na rozmowie, wspomnieniach i opiniach obu wampirów. Wyruszyli też wspólnie na łowy. Lestat posilił się z młodego biznesmana, który śpieszył się do domu po spotkaniu z kochanką. Wypatrzyli go gdy biegł do autobusu. Nie zdążył. Wkurzony czekał na następny kurs, jednak nigdy się go nie doczekał. Wampir podszedł do niego niby to niewinnie. Zapytał nawet o godzinę. Stanął koło niego, rozejrzał się, a po chwili trzymał go już w ramionach i wbijał swoje zaostrzone kły w ofiarę. Pił powoli, niby to delektując się każdym łykiem. Jak zwykle nie zostawił ani kropli. Smak był tak intensywny, że nie mógł przestać. Kiedy go wypatrzył, wcale nie chciał go zabijać, natomiast wyszło jak wyszło. Oblizując usta wrócił do czekającego nieopodal Armanda.

Drugi wampir znalazł młodą bezdomną przymarzającą kobietę. Myślami prosiła się wręcz o śmierć. Armand natychmiast pomyślał "kimże więc jestem aby Ci odmówić?". On jednak załatwił to szybko, bez ceregieli i zbędnego zachwytu, tak jakby robił to od wieków, no i w końcu tak robił. 

Noc płynęła powolnie dalej. Gwiazdy błyszczały subtelnie na czarnym niebie. Miasto cichło z godziny na godzinę. Ludzie opuszczali puby by udać się do domu na spoczynek. Potem już całkiem ucichło i tylko gdzieniegdzie słychać było jakiś krzyk czy pisk samochodu, który definitywnie nie był prowadzony przez kogoś trzeźwego.

Postęp ku pustce trwał, aczkolwiek Lestat nie był w stanie dołączyć do mieszkańców miasta. Nie mógł odnaleźć tego spokoju. Cały czas słyszał w głębi okropny wrzask. Nie układał się on w słowa. Brzmiał jakby mgła spowiła wszystkie dźwięki. W miarę jak upływał czas, rósł niepokój w krwiopijcy. 

Tymczasem świt się zbliżał, aż w końcu nadszedł ponownie ubarwiając niebo tęczą. A wszystkie duchy i mary senne oddały się w błogi spoczynek.

Kolejnej nocy płacz nie ustawał. Lestat miał już dosyć. Chciał się wyzwolić od tego przekleństwa. Znów wparował do komnat Armanda gdy tylko ostatnie promienie słońca schowały się za horyzont. 

-Chyba jestem gotowy porozmawiać. - drugi wampir wciąż patrzył na towarzysza i nic nie odpowiedział - Słyszę głos. Krzyk. Nawołuje mnie, kusi. Chce żebym tam przybył. Ja wiem, że tego chce, ale to jest takie odległe. Nie wiem gdzie iść.

-Oh, Lestacie. Zapomniałeś już totalnie kim jesteś? Za długo spałeś? Czy może już te wszystkie lata, które przeżyłeś wciąż Cię nachodzą powodując szaleństwo? Masz moce! Wykorzystaj je. 

-Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

-Głupiś i tyle.

Lestat rzucił tylko złowrogie spojrzenie, ale po chwili uśmiechnął się i wybiegł szybko z budynku na ulicę. Było ciemno, już dobrze po północy. Wampir skupił się na nawoływaniu. Skupił całego siebie na tych dźwiękach. Stawały się wyraźniejsze. Układały się w głoski. Skupił się jeszcze mocniej. Poczuł już kujący ból głowy. "Wyszedłem z wprawy" pomyślał, ale nie przestawał koncentrować się na głosie. Znów zaczęły się układać, tym razem w słowa. Były wśród nich "pragnę", "marzę", "śmierć" i najbardziej zaskakujące "Lestat". Ta istota wiedziała o jego istnieniu i prawdopodobnie chciała go zobaczyć. Wyczuł mniej więcej miejsce. Stwierdził, że to wystarczy by tam dotrzeć i wzbił się w powietrze.

Leciał tak, aż głos zmieniał się w coraz głośniejszy. Teraz stał się już tak namacalny, iż nie trudno byłoby go dotknąć. Lestat przybliżył się do ziemi. Postawił na niej z elegancją obie stopy i rozejrzał się po okolicy. Śnieg po lewej, śnieg po prawej, przed nim jeszcze więcej śniegu. Nawet nie trudził się aby zerknąć za siebie, bo co by ujrzał? Śnieg! Znajdował się na śnieżnej polanie. Na jej obrzeżach biel przeradzała się w czerń nocnych sosen. 

Zdawało się, iż osoba, która krzyczy stoi koło niego, jednak wyczuł odległość. Ruszył pędem w tym kierunku, przez polane, aż do ciemnej kurtyny. Wpadł między drzewa i pędził i nasłuchiwał. Dotarł do miasta. Skierował się w stronę tego, z którego słyszał nawoływanie. Szybko odnalazł odpowiedni dom. Wszedł do środka przez uchylone okno na 1 piętrze. Natychmiast dostrzegł wołającą istotę.

W drugim kącie pokoju, na niebieskiej kanapie siedziała dziewczyna. Patrzyła w kolorowy ekran laptopa nie zwracając uwagi na resztę świata. Brązowe, lecz lekko podbarwione na czerwono włosy spływały na ramiona i niczym woda ściekały prawie do łokci. Zielone oczy przesuwały się od lewa do prawa i znów od lewa do prawa po tekście na ekranie. Od czasu do czasu palce wystukiwały bardzo szybko rytm na klawiaturze. Momentami oko błyskało smutkiem, by za chwilę usta wykrzywiły się w uśmiechu. 

Siedziała tak zaklęta w swoim świecie i nie zauważyła swojego gościa, który stał jak skamieniały i ją obserwował. Przeskanował jej myśli, lecz nie krzyczała ona nimi. Krzyczała duszą, nieświadomie. Pragnęła go poznać, był jej marzeniem, snem. Tak bardzo tego pragnęła, że aż sprowadziła go do siebie! Wampir nie mógł w to uwierzyć, dlatego stał tam teraz jak kamień i nie odważył się podejść. 

Usłyszał szmer. Coś szurało po drugiej stronie drzwi, jednak nie miało myśli. Cokolwiek to było nie było człowiekiem. No i oczywiście nie mylił się. Do pokoju wtargnął czarny jak noc kot. Momentalnie podszedł do swojej pani i zaczął łasić się do nóg. 

-Głodny, Lucusiu?

Dziewczyna przemówiła. Lestat znów znieruchomiał. Jej głos welwetem odbijał się od ścian i wpadał do jego uszu powodując delikatny dreszczyk, który spłynął od karku po samiutki drugi koniec kręgosłupa. Od razu też doszły do niego obrazy związane z małym puchatym zwierzątkiem. Radosne wspomnienia z przeszłości. Najbardziej rozbawiła go etymologia imienia kociaka. Dziewucha miała czelność nazwać kota Lucyferem! Zdrobniale Lucuś lub dla jej matki Lucjan, w końcu kobieta mogłaby posądzić ją o jakieś satanistyczne powiązania i próbować jej pomóc, a ona lubiła ciche spokojne życie. 

Podniosła kota na kolana, który miauknął przyjaźnie. Głaszcząc go wróciła do poprzedniego zajęcia.

"Chyba nie przyszedłem tak daleko, tylko po to aby popatrzeć!" pomyślał zdenerwowany Lestat i próbował znaleźć w sobie odwagę by przemówić do dziewczęcia. Zrobił parę kroków na przód, a później skoczył w stronę dziewczyny i natychmiast zakrył jej ręką usta. Ta oczywiście próbowała krzyczeć, lecz teraz zagłuszona nie miała jak. Kot w panice uciekł przez uchylone drzwi i po schodach w dół. 

-Cichutko, bądź grzeczna. Nic Ci nie zrobię. - spojrzał w oczy i myśli dziewczyny jednak zauważył, że chyba jej nie przekonał. Wciąż szarpała i próbowała się uwolnić. - Możesz mi uwierzyć. 

Jednakże jej umysł wysyłał paniczne pytania "kto to?" i "co mi zrobi?" oraz stwierdzenia jak "zabije mnie!", "wypuść mnie!" czy "chcę się już obudzić z tego koszmaru". 

-Już odpowiadam na Twoje wszystkie pytania. - młoda kobieta zmarszczyła tylko brwi myśląc przy tym "co przez to rozumiesz?" - Rozumiem przez to, że słyszę Twoje myśli. Jestem wampirem. - szarpnięcie i niedowierzanie - Nazywam się Lestat. - Oczy rozszerzyły się momentalnie, a pod ręką krwiopijca poczuł otwierające się szeroko usta w zdziwieniu. - Wiem, wiem. Brzmi jak żart, ale nim nie jest. Wygląda na to, że Twoja dusza mnie tu przywołała. I naprawdę nic Ci nie zrobię. Mogę odsłonić Ci usta? Nie będziesz krzyczeć? Wciąż wolę nie wchodzić do czyiś umysłów tylko słuchać ich słów. 

Dziewczyna pokiwała przecząco głową upewniając jaźnią, że będzie grzeczna. Mężczyzna odsłonił jej usta.

-Udowodnij. - Padło pierwsze słowo z tych czerwonych usteczek. 

-Pozdrowienia od Armanda. Właśnie wracam od niego z Paryża. Odbudował teatr. Wiesz, ten co mi Louis spalił.

-Tyle to Ty możesz wiedzieć po przeczytaniu Kronik. Nadal Ci nie wierzę.

Mężczyzna zmarszczył brwi, co nie często się zdarzało. "Najlepszym dowodem będzie coś po czym mnie znienawidzi, ale z drugiej strony tak to nigdy mi nie uwierzy." Podchodził do tematu z każdej strony. Rozważał każde za i przeciw. Minuty leciały. Tik tak. Tik tak. Wybijał zegar ścienny. Dziewczyna jednak była znudzona czekaniem. 

-Pokaż mi jak się karmisz.

Wampir spojrzał na nią z niedowierzaniem.

-Wtedy nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Będziesz uważała mnie za bestie. Będziesz myśleć, że Cię skrzywdzę. Będziesz...

-Oj przestań! Nie jestem z cukru! Skąd wiesz co będę myśleć? Spotkałeś mnie pierwszy raz w życiu. Nie możesz być niczego pewien.

Znów spojrzał na nią z niewiarą. Dziewczyna naprawdę była nieprzewidywalna, więc nie mógł tak zakładać, aczkolwiek doświadczył już tylu przypadków kiedy po ukazaniu rytuału karmienia ludzie płoszyli się i uciekali ze strachem.

-Dobra! Jak jesteś taka pewna siebie to zobaczymy. Chodź.

Wziął ją w objęcia i już po chwili byli na ulicy. Nie puszczając jej pobiegł w stronę sklepu dwudziestoczterogodzinnego. Za nim znajdowała się grupka pijaków. Miejscowe żule, nikt nie będzie płakał, a dziewucha będzie miała swój dowód. Podszedł do grupy. Bez trudu poprosił jednego z nich na osobność, mówiąc że dostanie dużo piwa i wódki. Z radością odszedł od znajomych. Czuł się jak wybraniec. "To mnie chciał! To ja będę pić! Nie wy!" myślał szczerząc się bezzębnym uśmiechem. Wampir zaprowadził mężczyznę w ślepą ulicę za rogiem.

-Piwo, wódka... Widzę, że panienkę też przyprowadziłeś. Dziś musi być mój szczęśliwy dzień. - wybełkotał żul.

-Szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. 

Skomentował Lestat po czym chwycił go oburącz za barki i uniósł przyciągając do swojego ciała. Chwycił za cieniutkie włosy i szarpnął do tyłu odkrywając przy tym brudną szyję. Rozchylił usta, błysnęły kły i już po chwili otoczenie wsłuchiwało się tylko w ssący dźwięk oraz skomlenia pijaka. 

Nastolatka stała i patrzała z otwartymi ustami, jednak nie uciekała. Z fascynacją obserwowała blade usta na szarym ciele. Zobaczyła małą strużkę krwi, ale ledwie ją dostrzegła, a już sprawny język sięgnął jej i rozmył. Spojrzała w końcu wyżej. Oczy Lestata, wcześniej szare, teraz przybrały barwę błękitnego nieba. Błyszczały jak w ekstazie. Widać było przez nie uśmiech zadowolenia, satysfakcji, iż uwierzyła w jego słowa. Kto by nie dał wiary po takim przedstawieniu?!

Po pewnym czasie wycie żula ustało i wampir rzucił jego ciało na ziemię. 

-Wierzysz? - chciał się upewnić, usłyszeć to słowo wypowiadane tym jedwabistym głosem.

-Wierzę.

Bez dalszych wyjaśnień podniósł ją w powietrze i zaniósł z powrotem do domu. Sprawdził czy inni domownicy zauważyli jej nieobecność, lecz oni smacznie spali w niewiedzy, iż w ich domu grasuje tak potężna istota. Tylko jedno stworzenie zatęskniło - Lucyfer, który teraz leżał skulony w kłębek na fotelu. Dziewczyna podniosła go i usiadła na wygrzanym miejscu kładąc sobie włochacza na nogach. Lestat tymczasem oparł się o pobliską ścianę, skrzyżował nogi i założył ręce na klatce piersiowej. Wyglądał naprawdę nonszalancko. 

-Jak masz na imię?

-Nie wiesz? Przecież czytasz w myślach.

-To nie znaczy, że się w nie wkradam. Mówiłem już, iż wolę rozmowę.

-Dobra, dobra. Wyluzuj. - Lestat uniósł tylko brew starając się nie komentować tak nowoczesnego i odmiennego słownictwa - Mam na imię Laura.

Dziewczyna spojrzała na wampira, on spojrzał na nią. Mijały minuty. Ta cisza i skupienie były nie do wytrzymania, jednak żadne z zebranych osób nie chciało go przerwać. W końcu ciekawość wygrała.

-Jak się tu znalazłeś? Czemu? Dlaczego przyszedłeś do mnie? Dlaczego mnie nie zranisz? Nie rozumiem! Dlaczego...

-Spokojnie. - Zatrzymał słowotok mężczyzna - Odpowiem na większość pytań, na resztę nie znam sam odpowiedzi. Jak tu dotarłem? Przyleciałem. Pewnie wiesz, że to jedna z moich mocy - skinięcie - dobrze... Czemu? Słyszałem Twój głos. Wewnętrzne wołanie. Dlatego przyszedłem. Nie, nie pytaj jak to możliwe. Nie wiem i właśnie tego chcę się dowiedzieć. Dlaczego mnie wołałaś. I na to pytanie znasz odpowiedź tylko Ty zapewne, więc nie mogę Cię zranić.

-Co rozumiesz przez to, że Cię wołałam. Ja nie wołałam!

-Nie wiem.

Znów cisza. Tylko zegar wystukujący minuty. Tik tak... Tik tak... 



Do części drugiej

Spodobało się moje opowiadanie? Masz ochotę na więcej? Tutaj znajdziesz spis opowiadań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz