niedziela, 14 lutego 2010

Rock in Arena

Dnia 13.02.2010 odbył się koncert w Arenie w Poznaniu. Uczestniczyłam w tym wydarzeniu, ponieważ byłam szczęśliwym posiadaczem biletu otrzymanego jako prezent gwiazdkowy od brata i jego dziewczyny.

Hala
Duża i kolista. Zupełnie inny klimat niż np w Estradzie. Pod sceną oczywiście zawzięte pogo. Po bokach ludzie chwiejący się do rytmu. Na trybunach można było usiąść, odpocząć i w końcu coś zobaczyć (niska jestem i z tłumu rzadko kiedy widziałam muzyków ^^"). Scena była przyozdobiona różnymi światełkami, które poruszały się, zmieniały kolory itd w rytm muzyki. Musze przyznać, że takiego ambitnego oświetlenia nie widziałam (także rzadko kiedy chodzę na koncerty, więc dla niektórych może to nie być nic super :P). Jedyne co było głupie to płatny kibel! A co. Nie chce się płacić złotówki za jedno wyjście do niej. Drugie głupie to fakt, iż piwo sprzedają w osobnym namiocie i nie można było tego trunku wnieść na salę. Kto to wymyślił? Na przerwach to się dopchać nie można było.

Zespoły
3/6 były dla nas kompletnie nieznane i stwierdziliśmy, że nie pójdziemy na nie. Więc po kolei od tego, co byliśmy.

Happysad
Muszę przyznać, że przy nich najlepiej się bawiłam. Może dlatego, że kiedyś dużo ich słuchałam i znałam dużo utworów. Śpiewaliśmy, skakaliśmy i był szał! Umieli ładnie wyważyć między starymi utworami, a tymi z nowej płyty. Także dobrze dobrali rytmy: szybka piosenka, wolna, szybka itd... 

Hey
Największe rozczarowanie wieczoru. Oczywiście nie znam ich dyskografii tak dobrze jak Happysadu, ale parę klasycznych utworów znam (jak każdy). No i powiem, że praktycznie większość była nowa, a jak już się zdarzało coś starego (zagrali Heladore babe - szok! nie myślałam, że to zagrają) to przeważnie trochę w nowym brzmieniu. Jak dla mnie... To za bardzo zajeżdżało stylem elektro... :/ A to był taki dobry zespół. No nic... 

Coma
Ten zespół znam jeszcze mniej. W sumie to tak naprawdę znam jedną piosenkę - Spadam xD, więc nie mogłam ocenić co z nowej, co ze starych płyt, lecz w stosunku do Hey czuć było różnicę. W przeciwieństwie do poprzedników to w miejsce jakiś elektronicznych efektów wchodzą czyste, piękno brzmiące gitarki. I to na pełnej parze! Tak jak mówił wokalista.. Byli deserkiem na ostro. I to właśnie było dobre. W końcu można było poczuć, że to Rock in Arena, a nie jakieś dziwne nowe twory.

Podsumowanie
Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu. Oczywiście nie był to koncert Ensiferum, czy innego super folk metalu z Finlandii, ale i tak dobrze się bawiłam.

1 komentarz:

  1. ja nie znam w ogole tych zespolow, tylko z nazw ^^" zapewne jakis kawalek sie obil o uszy, ale pewno nie kojarze.
    Nie no, Estrada to w ogole taki maly wypierdek. Klub nie hala, a na takich koncertach jest zupelnie inaczej. Nudzic sie po prosut nie mozna :D

    Ensiferum kiedys przyjedzie do Polszy. Zobaczysz ;3

    OdpowiedzUsuń