piątek, 22 stycznia 2010

Kolejna część opowiadania. Enjoy!


-Pozwoliłaś porwać Twojego brata?! Głupia! Zresztą co mi do tego.

-Tylko Ty mi możesz pomóc. Tylko Ciebie znam i wiem gdzie jesteś w tej epoce.

-I tak nie muszę Ci pomagać. Teraz się wynoś. - wskazał na drzwi.

Kobieta stała i nawet nie drgnęła.

-WYNOCHA! - krzyknął.

-Wiem kto maczał w tym palce!

-Jakby mnie to obchodziło. Wyjdź albo Ci pomogę!

To mówiąc szarpnął ją w kierunku drzwi.

-Czekaj! To Japavo!

-Co powiedziałaś?

-To Japavo! On za tym stoi. Jestem pewna.

-A to Ci sku... - powstrzymał się jednak i spojrzał na kobietę – przepraszam.

-Nie szkodzi. Nie raz słyszałam jak przeklinasz.

-Jak to się stało? - zapytał siadając na kanapę.

-Wiesz, że gościu panoszy się po całym kraju jak po swoim. No i Tiglino mu podpadł. Chodziło o naszą ojczystą ziemię. Jego spadek. A Japavo przyszedł i powiedział, że to jego i basta. Pokłócili się, a teraz Tiglinuś zniknął! Trzeba go znaleźć! Musisz mi pomóc.

Mówiąc to chodziła od ściany do ściany. Wyglądała na bardzo zaniepokojoną. Stukot ciężkich butów rozlegał się po pomieszczeniu. Stuk stuk. Stuk stuk.

-Usiądź sobie, bo wydrążysz dziurę w posadzce – dziewczyna ustąpiła – skąd wiesz, że to Japavo? Jesteś tego pewna? Ale tak pewna, pewna?

-Tak, jestem pewna! Ostatni raz go widziano tego samego dnia co Tiglusia. Mam nadzieje, że mi pomożesz. Może nawet go widziałeś, co? Mówili, że zmierzał w tę stronę.

-Masz racje. - powiedział cicho jakby do siebie.

-Co powiedziałeś? Mam racje? Widziałeś Tiglusia?

-Nie... Widziałem Japava. Krząta się po okolicznych lasach. A co do Twojego brata to nie wiem. Nie widziałem nikogo trzymanego tam siłą. Całe jego stadko siedziało z nim tam dobrowolnie.

-No to go nie widziałeś.

-Skąd możesz być pewna? Nie możesz założyć że został z nim zaciągnięty siłą. Istnieje prawdopodobieństwo...

-Nie! Nie istnieje. - przerwała mu Vilkema. - On nigdy nie poszedłby za Japavą!

-Dowiemy się tego.

-Czyli obiecujesz?

-Nic nie obiecuje... Znasz mnie. Nigdy niczego Ci nie obiecam. Zbyt często w przeszłości łamałem dane słowo.

-Mógłbyś chociaż spróbować. - zrobiła słodkie oczka.

-Nie. I te oczy na mnie już nie działają. - wstał z kanapy, podszedł do drzwi i otworzył je szeroko – teraz wyjdź.

-Wyrzucasz mnie?

-Tak. To mój pokój, a ja cenię sobie swoją prywatność. Do widzenia jutro wieczorem. Znajdź sobie kryjówkę gdzieś w lesie...

-Ale w lesie jest Japavo! - przerwała mu.

-Za dnia jest tak samo bezbronny jak Ty. No już. Nie grymaś! Na zewnątrz wcale nie jest tak zimno.

Dziewczyna wiedząc, że mężczyzna nie da za wygraną opuściła pokój, a później gospodę. Staneła przede drzwiami i jeszcze raz spojrzała na budynek z uśmiechem. „Przynajmniej nie jestem sama”, pomyślała, po czym rzuciła się biegiem w stronę bramy miasta. Po jej przekroczeniu zaczęła wąchać powietrze. „To tam” powiedziała cichutko do siebie i ruszyła w stronę cuchnącego cmentarza. Gdy przeszła już przez barierki znalazła tylko jedną kryptę – pewnie tylko jedna bogata rodzina mieszka w tym mieście. Wyważyła do niej drzwi i weszła do środka. „Całkiem klawo” stwierdziła, po czym podeszła do sarkofagu. Podniosła kamienne wieko. Na atłasowej wyściułce leżał szkielet. Gdzieniegdzie po pożółkłych kościach biegały robale. Vilkema przesunęła szczątki, ułożyła się obok i zasunęła wieko. Szybko odpłynęła w błogą nicość.



Do części trzeciej | Ciąg dalszy nastąpi...

Spodobało się moje opowiadanie? Masz ochotę na więcej? Tutaj znajdziesz spis opowiadań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz