niedziela, 8 sierpnia 2010

Zapraszamy do prywatnego piekła

Obiecałam opowiadanko? No to teraz je dostaniecie. Zaczęłam się dziś nudzić i postanowiłam je przepisać. Mam nadzieje, że nie jest jakieś tragicznie straszne. Inspiracją był pies kuzynki, który mnie strasznie irytował oraz smsy wraz z kochaną Lesią. (Dziękuję :*)




Zapraszamy do prywatnego piekła

Obudziłam się. Hałas budzika był nie do zniesienia. Głowa łupała jakby ktoś walił mnie młotkiem po głowie. Podniosłam rękę i wyłączyłam brzęczące urządzenie. Przetarłam oczy i delikatnie uniosłam się z łóżka.

Poczłapałam wolnym, porannym krokiem do łazienki. Nachyliłam się nad umywalką i obmyłam wodą twarz. Z zamkniętymi oczami szukałam ręcznika na pobliskim wieszaku. Po odnalezieniu go otarłam twarz i spojrzałam w lustro.

Widać, że wczorajsza impreza była udana. Zmęczone podkrążone oczy, nie ułożone włosy i luka w pamięci dobrze obrazowały obrót sprawy. Wódka nie była oszczędzana. No, ale przede mną długi dzień, trzeba się do niego przygotować.

Postanowiłam się ubrać w mój ulubiony strój: czarna zwiewna spódniczka i czerwona obcisła bluzka, która tak działała na wyobraźnię mężczyzn. W tym celu musiałam dojść do szafy, więc odwróciłam się i moim oczom ukazał się straszny widok.

Od drzwi łazienki w moją stronę ciągnęła się ścieżka krwi. Skradała się wzdłuż moich nóg, aż do prawego boku. Tam koszulka była całkowicie przemoczona. Podniosłam piżamę. W moim boku znajdowała się wielka rana cięta, która wyglądała paskudnie. Czerwony płyn wypływał z nacięcia, a w powietrzu unosił się zapach krwi. Dopiero teraz mój ospały mózg to zarejestrował. Spostrzegł także, iż od samego początku ból był nie do wyobrażenia.

Spanikowałam. Podeszłam w stronę drzwi, dziwiąc się, że mogę się poruszać i otworzyłam je. Ścieżka spod moich nóg prowadziła do łóżka. Pościel, kiedyś jasnoniebieska, teraz przyjmowała różne odcienie fioletów i czerwieni. Co najciekawsze czerwony ślad prowadził także na korytarz.

Od razu rzuciłam się na telefon. Wykręciłam numer pogotowia ratunkowego, ale nie usłyszałam niczego, poza brzęczeniem muchy, która próbowała wydostać się przez szybę. Mucha była w dokładnie takiej samej sytuacji co ja - zamknięta i zdesperowana.

Postanowiłam sprawdzić czy moja współlokatorka mi pomoże. Studentka medycyny powinna być w stanie opatrzyć taką ranę, co nie? Otworzyłam drzwi na korytarz. Woń krwi przybrała na sile. Widziałam, że nie wróży to nic dobrego.

Panele w korytarzu były oczywiście czerwone, ale nie to przykuło moją uwagę. Brązowa sierść zdobiła próg do pokoju współlokatorki. Główka przekręcona pod nienaturalnym kątem w bok i puste oczka wskazywały, że psina nie żyła. Na ciałku wygolony został napis “Zapraszamy”. Kiedyś był to mały York, dziś wyglądał jak mała puchata wycieraczka.

Powolutku podeszłam do włochatej kulki i popchnęłam drzwi, których strzegła. Ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłam tam martwej przyjaciółki. Pokój był pusty. Wyglądał niczym pobojowisko, w końcu to tu odbyła się wczoraj popijawa. Obrzygane ściany, porozbijane butelki i ani śladu żywej duszy. Postanowiłam sprawdzić resztę pomieszczeń jednak one wyglądały, jak gdyby nic się nie stało, poza stłuczonym talerzem w kuchni.

Widocznie ktoś zabił psa i skaleczył mnie w bok i zwiał. Może to ktoś z tych nowych znajomych, co współlokatorka sprowadziła do mieszkania. Wyglądali podejrzanie, chyba nawet brali narkotyki. Nigdy nie chciałabym spotkać takich w barze czy klubie, lecz kumpela ręczyła, że nic się nie stanie. No i masz Ci los.

Jednak nie mogłam tak stać i patrzeć. Czułam się coraz słabsza i czułam wciąż krew płynącą z mojego boku. Potrzebowałam opieki medycznej. Skierowałam swe kroki ponownie do psa. Ominęłam niegdyś radosnego szczeniaczka i weszłam do pomieszczenia, które wciąż wyglądało na pokój zadowolonej z życia dziewczyny po nocnej imprezce.

Poszperałam w paru torbach i plecakach. Po paru chwilach znalazłam to, czego szukałam, czyli bandaże, gazy i środki przeciwbólowe. Powinno wystarczyć. Łyknęłam proszki i owinęłam ranę białym elastycznym materiałem.

Wzięłam klucze z pobliskiej szafki i wyszłam z mieszkania. Klatka schodowa była chłodna. Jak zwykle latem przynosiła ukojenie w upalne dni. Powoli kuśtykałam po schodach w dół. To był jeden z tych momentów, kiedy cieszyłam się, że nie mieszkamy na 4 piętrze naszego małego bloczku. Z pierwszego piętra jakoś szybciej udało mi się dostać do wyjścia.

Otwierając drzwi zerknęłam na schody i zauważyłam ślad krwi - opatrunek przeciekał. Wyszłam z klatki na ulicę. Od razu poraził mnie żar lipcowego poranka. Rozejrzałam się wkoło i zobaczyłam kilka osób: staruszkę, która wracała z targu niosąc wielką kapustę, parę zakochanych studentów, którzy prawdopodobnie korzystali z pięknej pogody oraz patrol policji.

Czekaj... Patrol?! Tak! Teraz potrzebowałam policji bardziej niż innych osób. Zaczęłam drałować w kierunku mundurowych. Aby do nich dojść musiałam minąć babinkę. Kobiecina spojrzała się na mnie dziwnym wzrokiem, po czym przykuła wzrok do mego boku i rozszerzyła oczy.

“O Boże! Krew!”

Nim się obejrzałam patrol już był przy mnie. Opowiedziałam im o poranku, a oni zawieźli mnie do szpitala oraz później na komisariat. Ciągle pytali czy coś pamiętam, lecz ja miałam pustkę w głowie...

***

Parę lat później wiatr niosła gazeta. Wirowała ona w przestworzach i uciekała przed goniącymi ją dziećmi. Gdy już opadła na ulicę na pierwszej stronie przeczytać można było artykuł.

Niedawno pisaliśmy o wznowieniu śledztwa w sprawie dziwnego wypadku na ulicy Łopaczyńskiej. Zakrwawiona kobieta zatrzymała patrol policji mówiąc, iż obudziła się rano w mieszkaniu pełnym krwi. W prawym boku miała ranę ciętą nożem kuchennym. Na miejscu znaleziono także martwego psa Anny S. - współlokatorki poszkodowanej.

Najnowsze dowody wskazują, iż kobieta cierpi na zaburzenia psychiczne (głównie zaburzenia osobowości). W mieszkaniu podejrzanej dzień wcześniej odbywała się ostra libacja z udziałem środków odurzających. Przypuszczalnie pod wpływem dużej ilości alkoholu dziewczyna straciła panowanie nad sobą. W środku nocy zamordowała psa rasy Yorkshire swojej przyjaciółki i zrobiła z niego wycieraczkę układając go w progu jej pokoju. Później, zapewne z wyrzutów sumienia, raniła się w bok. Jej koleżanki, Anny S., do dzisiaj nie odnaleziono.


I jak wrażenia? Czekam na odzew. Pozdrawiam ^^

Spodobało się moje opowiadanie? Masz ochotę na więcej? Tutaj znajdziesz spis opowiadań.

4 komentarze:

  1. Lesia... czyżby za dużo demotów? ^^ Tu "mocnego" nie ma xD ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. dobre!! o wiele lepiej trafia w mój gust niż poprzednie ;) kilka ale bym miała, ale :D powiem tylko że nie wiem jak psa mogłaś uśmiercić!
    i bardzo fajny pomysł na końcówkę :)

    chciałam jeszcze przy okazji dodać że nadrobiłam zaległości w końcu i mam słówko do pierwszych opowiadań
    mianowicie "w poszukiwaniu słońca" zdecydowanie za krótkie! moje dwa ukochane wampiry w jednym miejscu super :D
    aa tak w ogóle to mi chyba wystarczy żeby było o wampirach i już mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłam psa uśmiercić! Bo jak to pisałam to siedziałam w domku z takim jednym Yorkiem który tak irytował... wrrrr..... Musiałam się wyżyć ^^
    W poszukiwaniu słońca było ... na odwagę.. Żeby w ogole zacząć coś wrzucać xD
    W takim razie musze skrobnąć coś o wampach ^^

    OdpowiedzUsuń