wtorek, 29 grudnia 2009

Na środku pustkowia w podartej sukience stała dziewczyna. Zielony materiał w wielu miejscach przesiąknięty był czerwoną krwią. W powietrzu unosił się zapach sosen. Wiatr cichutko poruszał liście, a wśród jego szmerów słychać było tylko płacz człowieka przybranego w przybrudzony materiał. Wyglądała na przerażaną. Oczy błyszczały z każdym szmerem, jakby czekając w niepewności, czy coś pojawi się zza drzew. Tak, jakby chciała, się schować jednak na tej polanie nie miała dokąd. Bała się. Napięcie rosło w miarę jak niebo ciemniało. Wiedziała co to oznacza – zbliżała się noc.


W cieniu drzew stał mężczyzna. Skąpany w ciemnościach wydawał się zjawą. Tkwił nieruchomo niczym statua. Nie oddychał, to było pewne. Czasem tylko zerkał na dziewczynę pośrodku jasnego obszaru i wtedy jego nozdrza drżały delikatnie. Krew. Stał pogrążony w tym cieniu, dopóki nie usłyszał szmeru z drugiego końca polany. Spojrzał. Tak to on... Oprawca dziewczyny. Rzucił się pędem przez otwarty obszar.

Szmer. Potem głośniej. Bliżej. To nadchodzi. Nadbiega. Przerażenie.

Dziewczyna rzuca się do ucieczki. Patrzy przed siebie, ale tam też widać ruchy w gałęziach. To wiatr? Czy wyobraźnia? Czy on? Tyle pytań brak odpowiedzi. Nie chcąc wchodzić w ciemność lasu staje. Odwraca się, a tam widzi mężczyznę.

Jego długie blond włosy powiewają na wietrze razem z płaszczem sięgającym kolan, który rozpięty wygląda z oddali jak peleryna. Pod spodem widać stary frak w ciemnym odcieniu, jednak biała koszula ma krwiste znamiona, nadające postaci przerażającego wyglądu Oczy błyszczą w świetle księżyca takim błękitem, iż można utopić się w jego tafli. Samo to spojrzenie powodowało lęk, a co dopiero szybkość, z jaką ten osobnik się porusza. Gna przez wysokie trawy zwinniej od pantery, emanując przy tym wykwintnością przy najmniejszym poruszeniu się.

Stała oniemiała i patrzyła na tę istotę. W końcu odległość zmalała i kobieta upadła na trawę w odruchu niczym przerażone zwierze. Jednak nie o nią mu chodziło. On pałał żądzą zemsty. Chciał zabić, zgnieść i zniszczyć swój obiekt nienawiści. Rozerwać na strzępy. W przypływie emocji oczy błyskały czerwienią. Usta otwierały się ukazując narzędzie zbrodni. A dziewczyna szlochała w trawie.

W końcu stanął na granicy jasności i mroku. Dobra i zła. Nie wiedział czemu oni nie chcieli wyjść w światło. Przecież to tylko blask zbliżającej się nocy Słońce już dawno schowało się za horyzont. Nic by im się nie stało. Żadnego bólu, nawet najdrobniejszej ranki. Jednak oni woleli ciemność. Rozejrzał się niepewnie po okolicy. O tak. Czuł jego obecność. Słyszał każdy szept do poddanych i to tu to tam szelest liścia potrąconego ręką czy odciskanie się buta na glebie. Tak, nie trudno będzie ich namierzyć. Zrobił krok i usłyszał śmiech.

-Jesteś gotów zginąć? Twoja żądza zemsty zgubi cię prędzej czy później. - Śmiech przerodził się w słowa.

-Poddaj się. Nigdy nie miałeś ze mną szans. Nie masz ich i tym razem! Zginiesz podle.

Z mroku wyłonił się mężczyzna, definitywnie przywódca. Jego ubranie obdarte i brudne. Półkrótkie czarne włosy ociekały łojem i ziemią jakby nikt nie mył ich od wieków. Twarz ozdobiona była licznymi zmarszczkami, a na dodatek spomiędzy sinych usteczek wyłaniała się zaschnięta stróżka krwi spływająca wzdłuż brody, ubrania i aż do stóp.

-Myślisz, że tak łatwo mnie pokonać? To ja rządziłem na tej ziemi! To ja tu władam od wieków. Wynoś się. Nie możesz tu być. A za naruszenie naszego spokoju zostaniesz ukarany. - Jego usta ukazały, iż nawet na zębach miał resztki posiłku.

-Mogę tu być. Prawo Ziemi już dawno nie obowiązuje. Lata posuwają się do przodu, a Ty stoisz w miejscu co? Ja nie! Ja idę wraz z czasem, ale nigdy nie zapominam o przeszłości. Nigdy nie zapomnie kim jestem, skąd no i oczywiście z kim mam na pieńku.

To mówiąc podniósł rękę i schwycił szyje brudnego mężczyzny.

-Myślałeś ze się schowasz. Nie. Jesteś słaby, robisz błędy. Ja cię odnajdę. Zawsze. Jesteś naznaczony. Spaczony. Do końca świata będziesz ścigany, ale ja nie chce cie zabić. Chce, abyś sam to zrobił, gdy w końcu popadniesz w najdalsze mroki obłędu. Gdy nie będziesz mógł odróżnić tego, co było, a co dzieje się teraz. Zostawię Cie… Jak wieki temu, by znowu powrócić, by znowu Cie opętać.

Mówiąc to zdanie odwrócił się i pognał w stronę światła. W stronę polany. I podczas gdy jego buty dotykały trawy słyszał szloch. Szloch dziewczyny we krwi, która nie będzie miała szczęścia. Bo głodny wampir nigdy nie zostawia swojej ofiary.

==================================

Pisząc to można było poczuć się na tej polanie, szczególnie gdy miało się zamknięte oczy i na ślepo waliło w klawisze ^^


Do części drugiej
Spodobało się moje opowiadanie? Masz ochotę na więcej? Tutaj znajdziesz spis opowiadań.

1 komentarz:

  1. Nie wiedzieć czemu, ale mym oczom umknęła ta notka. Hihih. Vampires... no tak ^^ Pisz pisz Verenku. Teraz zapowiada się ciekawie, a język też przystępny. Nie woijasz w bawełne, a prównania są i można wszytsko ładnie i łątwo sobie wyobrazić :)

    Greet :*

    OdpowiedzUsuń