piątek, 5 marca 2010

Recenzja Templariusze. Miłość i Krew.

Popełniłam taką recenzję pod wpływem przymusu, mianowicie musieliśmy wybrać sobie film i przygotować materiały. Pisanie odbywało się na lekcji WOKu. Dlatego, iż moja praca wydała się nad wyraz śmieszna Kalince, postanowiłam wstawić ją na bloga. Zresztą już wcześniej o tym myślałam, aby to mój trud nie poszedł na marne. [PS. Nie martw się, Kalinko, poprawię orty. Za składniowe nie odpowiadam. ^^" PS2. Wiecie, że jest reguła mówiąca, iż jeśli małe słówka jak np po wystąpią na końcu wiersza to przenosimy je do następnej linii?!?! Fajnie, nie? :D]  No więc zaczynajmy...

Tytuł? No właśnie, w mojej pracy tytułu brak. Dostałam nawet taką piękną notatkę na górze. xD Zaraz obok "Liczne błędy!"


Pierwszego dnia świąt (25.12.2009) do kin wszedł film pt. "Templariusze. Miłość i krew.". Jego oryginalny tytuł po szwedzku brzmi: "Arn - Tempelridden". Wyprodukowany został przez Szwedów, Duńczyków, Finów [łiii]*, Norwegów, Niemców i Brytyjczyków. Wyreżyserowany został przez Petera Flintha (Szwed).

Film bazuje na trylogii Jana Guillou pt. "Krzyżowcy". Jest to ekranizacja drugiej części: "Rycerz Zakonu Templariuszy". Opowiada o przygodach Arna Magnussona granego przez Joakima Nätterqrista (Szwecja). Na początku ukazuje się naszym oczom dziecinstwo szlachcica. Mieszkający w Arnäs (Gothlandia) chłopak szczęśliwym trafem poznaje syna króla - Knuta (Gustaf Skarsgård). Przyjaźń jednak zostaje rozerwana napadem i morderstwem króla, w wyniku którego Knut wyjeżdża do Norwegii. Jednak to nie koniec nieszczęść. Arn spada z wieży obronnej i walczy o życie. Jego rodzice obiecują Bogu iż jak wyzdrowieje, to pójdzie do zakonu. I tak też się stało. Po latach nauki wraca do domu i poznaje piękną dziewczynę - Cecilię Algotsdotter (Sofie Helin). Dopuszczają się oni grzechu, przez co zostają skazani na 20 lat życia klasztornego. Tym razem Arn nie uczy się niczego, ale zostaje wysłany do Ziemi Świętej jako rycerz Zakonu Templariuszy. Pewnego dnia na pustyni spotyka wroga - Saladyna (Milind Soman, Indie). Owa konfrontacja owocuje później w honorową relację między mężczyznami. Templariusze wygrywają jedną z bitew i Arn otrzymuje przepustkę do domu. 

Historia opowiedziana jest bardzo ciekawie. Widz poznaje honorowe życie templariusza i piękną czystą miłość. Widać, iż twórcy chcieli przekazać parę moralnych wartości: odwaga, honor, wierność ojczyźnie czy miłość. Dodatkiem jest to, iż miejscem akcji jest Szwecja. Osobiście uwielbiam wszystko, co skandynawskie, dlatego poznanie warunków mieszkalnych czy zwyczajów szwedzkich bardzo mnie motywowało do dalszego oglądania. Trzeba przyznać, że krajobrazy zapierają dech w piersiach. Wszystkie sceny idealnie oddają piękno owego kraju. Oglądałam ten film cały czas delektując się językiem szwedzkim. Bardzo dobrze, iż nie nagrywali tego wszystkiego po angielsku. Człowiek mógł naprawdę poczuć się jak w Szwecji. Kolejnym aspektem jest piękne ukazanie życia klasztornego. Nigdy nie myślałam, iż panowała tam aż taka dyscyplina i rygor. Sceny wywołują uczucia współczucia dla bohaterów, przez co jeszcze bardziej się z nimi jednoczymy. Mimo tak poważnych scen, są też takie, które powodują ataki śmiechu. Moją ulubioną jest jazda konna Arna i Cecilii po lesie. Gra muzyka, pędzą konie, w tle piękne zielone drzewa, a tu nagle wszystko się zatrzymuje - główny bohater wpadł w drzewo. Oczywiście nie można też zapomnieć o części filmu rozgrywającej się w Ziemi Świętej. Ukazuje nam się waleczny rycerz trzymający się honoru do bólu. Moim zdaniem, jest on ukazany zgodnie z tym, co każdy z nas sobie wyobraża i to powoduje sympatię do bohatera. Uważam, że ten film ma w sobie swego rodzaju czas przenoszący nas na parę godzin do XII-wiecznej Szwecji. Aktorze dobrze zagrali uczucia i powodowali, iż widz czuł podobnie.

Film polecam wszystkim fascynatom historii, bowiem Arn Magnusson żył naprawdę. Zainteresowane będą także osoby, jak ja, kochające Skandynawię. Nie jest to tak ogromna produkcja niczym "Troja" czy "Gladiator", które też nawiązują do przeszłości, ale myślę, że ta pozycja warta jest obejrzenia.

* - nie mogłam się powstrzymać; adnotacja powstała podczas przepisywania


Wiem wiem... Trochę popłynęłam. xD Ale czego nie robi się dla oceny?! =P

Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. My mamy napisać recenzję z "Amadeusza" (film o zyciu Mozarta) ale to na lekcji i jakiś fragment. Osobiście, też mogę polecić, bo film dobry. Wiadomo, że zaczyna nużyć po jakimśtam czasie, ale dobrze utrwalił się w mojej pamięci oraz miło go wspominam. Śmiech Mozarta był zabójczy :D

    Co do Arna. Mnie również się on bardzo podobał, a krajobrazy też zostały świetnie uchwycone i uwydatnione. Mogłabym się przyczepić do paru rzeczy... gdyż dla mnie było za mało siekaniny (bo w końcu Arn Tepelridden) tylko wciąż o tej miłości :P Film był zaskakujący i za to ma ogromnego plusa. A mało niestety takich filmów...
    W każdym bądx razie, greetings ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak. Lesia musi mieć sieczke :P :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ^^ mogę coś powiedzieć? czy przed * nie powinno być Finów? :P


    A recenzja była boska :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łeee... Kalinka jak zwykle czujna xD Powalasz xD

    A ja... kompromitacja ;(

    OdpowiedzUsuń
  5. :PPPPPPPPPPPPPPPPPPPPPPPPP

    OdpowiedzUsuń
  6. To wcale nie było śmieszne, droga Lesiu! =P

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, kochanie, wszyscy wiemy, że byłaś w stanie przedzawałowym pisząc tą notę, więc co się dziwić, że się rąbnęłaś?
    Miłość Ci wszystko wybaczy i tak dalej :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Oby wybaczyła ta miłość, ale i tak jest mi z tym źle.

    Przedzawałowym? Chyba pozwałowym xD Twoje rekcje podczas czytania były boskie ^^

    OdpowiedzUsuń